O wiośnie, Księżycu i Wielkanocy i… zmianach czasu

Za nami początek astronomicznej wiosny, jak zwykle w XXI stuleciu przypadający… 20 marca. Gregoriański kalendarz wprowadził dodatkową regułę nie występowania lat przestępnych w przypadku nie podzielności roku przez 400, która w okresie zawierającym lata 1700, 1800 i 1900 powodowała stopniowe przesuwanie momentu nadejścia wiosny na coraz późniejsze godziny 21 marca (gdybyśmy korzystali z kalendarza juliańskiego, przestępnego co każde 4 lata, powtórzyłaby się historia z wędrówką równonocy „do przodu”, ku początkowi marca). Rok 2000 (przestępny) skorygował to opóźnienie, i to z nawiązką, przesuwając niemal na całe bieżące stulecie moment nadejścia astronomicznej wiosny na 20 dzień marca. Wszystko wróci do „normy” (tj. początku wiosny 21 marca) w kolejnym stuleciu (bo rok 2100 przestępny nie będzie).

Czekamy teraz na pierwszą wiosenną pełnię Księżyca (w tym roku w sobotę 31 marca), by w pierwszą niedzielę po niej (a będzie to 1 kwietnia) świętować Wielkanoc.

Borykamy się właśnie ze skutkami niedawnej zmiany czasu i dla wielu to znów dobra okazja, by ponarzekać… Fakt, ekonomiczne korzyści ze zmiany czasu, jeśli w ogóle są, to znikome. Ale czyż nie warto przemęczyć się te kilka dni, by aż do końca października (a to większa część roku, ponad 200 dni!) cieszyć się jeszcze dłuższym dniem, godziną dodatkowego „solarium” (a przynajmniej jasności) każdego dnia? Każdy wyjazd do krajów Beneluksu czy  Francji odczujemy jako wiążący się z pozornie dłuższym dniem (bo oczywiście słońce wschodzi tam nieco później, ale któż z nas jest miłośnikiem Jutrzenki na co dzień? Różnicy tej praktycznie więc nie zauważamy), po co więc postulując zniesienie zmian czasu, dobrowolnie skazujemy się na statystycznie dodatkowe ponad pół godziny ciemności dziennie? Optymiści mają nadzieję, że dałoby się pozostać przy czasie letnim cały rok, ale tu w sezonie jesienno-zimowym pojawiłby się problem: grudniowe i styczniowe wschody słońca wypadłyby dopiero w okolicach godziny 9, więc pracę i naukę w szkole rozpoczynalibyśmy w ciemnościach…

Wg mnie wybór jest oczywisty, bo lepsze już nie raz było wrogiem dobrego… (kr)

PS. Dobra wiadomość jest jeszcze taka, że nasz sezon wiosenno-letni jest dłuższy niż jesienno-zimowy (a wynika to z… zasad ruchu Ziemi wokół Słońca – patrz tutaj) i to my, na półkuli północnej, możemy cieszyć się dłuższym ciepłym sezonem!