Przegląd prasy | Dla nauczycieli | Dla młodzieży | Przyroda | Video-fizyka | Fizyka współczesna | Projekt FCHGo | Innowacyjna fizyka | Projekt E4 |
Na zdjęciu: Szkoła Podstawowa w Toruniu im. Uczestników Strajku Szkolnego 1906-1907i Przeciw, a nawet za! czyli, kto nie chce reformy edukacji. Prof. dr hab. Grzegorz Karwasz Kto jest przeciwny reformie szkolnej? Wydaje się wszyscy, ale gdy przychodzi do deklaracji to przeciw są nauczyciele (i dyrektorzy) likwidowanych gimnazjów, a za – powiększanych szkół podstawowych. Pod wnioskiem o referendum zebrano 150 tysięcy podpisów, wciąż zbyt wiele brakuje do progu pół miliona. Chcemy, czy nie chcemy reformy edukacji? [Dziś, 01.05.2017 już 900 tysięcy, ale Sejm wnioskiem się nie zajął...] Nie! dla „sześciolatków w szkołach” było, oprócz „frankowiczów” i „500+” sztandarowym programem dla wygranych wyborów. Konieczność efektownych działań zaowocowała natomiast deklaracją Pani Minister, z 24 czerwca 2016, o likwidacji gimnazjów. Miały one swoje wady, ale wydaje się, że wracamy do systemu z czyjegoś dzieciństwa, a w porównaniach międzynarodowych – obecnego systemu rosyjskiego z „dziesięciolatką”. Każdy jest ekspertem od edukacji Kłopotem reform oświaty jest, że każdy uważa się za eksperta – każdy przecież kiedyś chodził do szkoły. A kto z Państwa sam sobie wiercił zęba? Przecież każdy kiedyś był u dentysty i widział, jak się to robi. Nikt? Jak tak! Miałem 8 lat i próchnicę w stałej już 6-tce. Wziąłem wiertło i zakręciłem! Takie gwiazdy zobaczyłem, że od tego czasu pytam o radę eksperta, czyli dentystę. Drugim, i tu typowo polskim kłopotem reform jest, że każdy gdzieś był (a naukowcy szczególnie) – za bliższą lub dalszą granicą, i rok-dwa obserwował obce systemy edukacyjne – albo jako rodzic albo jako uczeń (nigdy łącznie). Lub przez tydzień słuchał jako „ekspert”, co zagraniczny partner o własnym systemie edukacyjnym chce na zewnątrz opowiedzieć. Przypomina to opis słonia, którego badali niewidomi, ale każdy z innej strony. Zagraniczne systemy edukacyjne są złożone z wielu różnych, ale pasujących do siebie elementów. Nie można ich oceniać a tym bardziej kopiować w przypadkowo wybranych fragmentach. Liceum francuskie jest 2-letnie, ale nie wiem, kto z „ekspertów” studiował na paryskiej Ecole Normale, gdzie, podobno, jest 300 kandydatów na jedno miejsce, podobno nakłady na jednego studenta są 9-krotnie wyższe niż na innych francuskich uczelniach, a na wejściu pisze (tym razem z pewnością, widziałem!) „wolność, równość, braterstwo”. Porównaniom służą opracowania instytucji międzynarodowych, jak Organizacja ds. Rozwoju Ekonomicznego i Współpracy (OECD). To ona organizuje słynne testy dla gimnazjalistów PISA, którymi szczyciły się kolejne ekipy w Polsce. Cóż o testach PISA i gimnazjach pisał w 2010 roku polski ekspert w tej organizacji, Maciej Jakubowski? „Testy, w coraz mniejszym stopniu odzwierciedlają wiedzę uczniów a coraz bardziej ilość czasu spędzonego na przygotowaniu się do nich” i dodaje, że po wprowadzeniu gimnazjów „dawne rozwarstwienie w szkole średniej przeniosło się, a nawet pogłębiło na wyższych szczeblach nauczania” [1]. Czy to oznacza, że należy zlikwidować gimnazja? Bynajmniej! Warto obejrzeć parę innych statystyk, tak w zakresie nauki jak edukacji. Statystyka prawdę obnaży W statystyce nakładów państwa na naukę (dane OECD z 2009, dotyczące 2006 r.) jesteśmy na końcu „stawki”, przed Maltą i Bułgarią a przed Grecją i Turcją, rys. 1. Wydajemy na naukę jedną trzecią w porównaniu do średniej z 27 krajów UE. Ryc. 1. Nakłady na badania naukowe w 2006 roku w czterdziestu spośród najbogatszych krajów świata. [http://ec.europa.eu/research/era/pdf/key-figures-report2008-2009_en.pdf]
Rys. 2. Zarobki nauczycieli, dane OECD. W 2003 roku za Polską były tylko Węgry i Estonia. Unia Europejska (i OECD) statystyki zna i kieruje do określonych państw wytyczne, o ile nie są spełnione określone standardy. W Polsce jest to wymóg obniżenia wieku skolaryzacji. W większości krajów jest to 6 lat, w Anglii – 5, a dyskutowano możliwość rozpoczynania szkoły w wieku 4 lat. Zwolennikom systemu szwedzkiego, gdzie do szkoły „idzie się” w wieku 7 lat dedykuję statystyki z rys. 3. Rys. 3. Skumulowane nakłady na wykształcenie jednego studenta. Przesłane dane z Polski opatrzone były notą, że są tak niskie, bo nie uwzględniają uczelni prywatnych. Niestety, rządy (nie tylko polskie) jakby wstydziły się otrzymywać z Komisji Europejskiej wytyczne. Śledząc telewizje w dwóch jakichkolwiek krajach UE ma się wrażenie zjawiska deja vu („już widziałem”): a to włoski a to hiszpański premier przekonuje, że należy wydłużyć wiek emerytalny, bo w innych krajach, w Hiszpanii/ we Włoszech jest on już wyższy. Polska otrzymała od Unii 14 miliardów euro na reformę systemu edukacji: Unia ma prawo wymagać dostosowania się do współczesnych standardów. Ma się jednak wrażenie, że wynikiem tej przeogromnej transzy finansowej były jedynie szkolenia typu „uczył każdy każdego”. Zmarnowano szansę, na dopasowanie standardów przedszkola/ szkoły/ uniwersytetu do wymogów europejskich, zob. rys. 4. w kwestii przedszkoli. Ryc. 4. Ilość dzieci uczęszczających do przedszkola. Dane OECD [4] Przykrótka kołdra Problemem polskiej szkoły są nie tylko niskie nakłady i polityka pozornych działań – to także wzajemne przeciąganie się określonych dziedzin. Astronomowie chcą przywrócenia tego przedmiotu w liceach a historycy zwiększenia godzin, itd. itp. Powodem jest, że kołdra jest przykrótka: ilość godzin szkolnych w wieku 7-14 lat jest w Polsce o 20% niższa niż średnia w innych krajach i aż o 40% niższa niż w Izraelu, zob. ryc. 5. A reszta? Odpłatne zajęcia – od kółek tanecznych do nauki języków, ale najczęściej korepetycje (zob. porównanie zarobków nauczycieli). Ryc. 5. Ilość godzin szkolnych w przedziale wiekowym 7-14 lat, porównanie OECD [2]. A kolejne porównanie z tego samego źródła OECD pokazuje, że dobre wyniki w testach PISA w zakresie matematyki i przedmiotów przyrodniczych jest okupione tragicznie małą ilością godzin języka ojczystego (przedostatnie miejsce, przed Islandią). Najbardziej porażające w tych porównaniach nie są jednak nakłady finansowe czy ilość godzin szkolnych, ale sposób myślenia, a raczej zarządzania szkołą. W tym zestawieniu przeciwstawiono formalny i demokratyczny sposób oceny osiągnięć szkół. W systemie formalnym najważniejsze są oceny uczniów, rankingi, wyniki testów i olimpiad przedmiotowych. W tej klasyfikacji jesteśmy na drugim miejscu na świecie – niestety tuż za Malezją, ryc. 6. a po drugiej stronie Norwegii, Danii i Austrii, gdzie zdecydowanie żyje się lepiej... Ryc. 6. Formalny i nieformalny sposób oceny szkół: tu Polska jest zaraz za Malezją a przed Meksykiem. Źródło: TALIS, OECD [3]
Koncert (negatywnych) życzeń Wydaje się, że polski system kojarzy cechy wielu innych, niestety – te najgorsze cechy: skolaryzację w wieku 7 lat, 3-letnie gimnazjum jak włoskie (ale tam szkoła podstawowa trwa 5 lat i zaczyna się w wieku lat 6-ciu a wady gimnazjum niweluje 5-letnie liceum), przykrótkie liceum, jak we Francji (ale zob. nota o Ecole Normale). Szkoła ośmiolatka – powtarzam, przypomina najbardziej system rosyjski (i ten z Chińskiej Republiki Ludowej, nie mylić z Tajwanem): ogromne kłopoty wychowawcze, możliwe do opanowania jedynie przez dalsze podniesieniu autorytaryzmu dyrekcji szkół, brak mobilności (przypisanie ucznia do tej samej grupy nieformalnej), i (tu przypadłość polska) programy nauczania zupełnie ad hoc. Cóż przy tych wszystkich danych i wytycznych OECD robi Ministerstwo? Udaje, że statystyk nie zna i dokonuje „rewolucji”, która na żadnej słabości polskiej szkoły nie usuwa, a realizuje populistyczne (i psychologiczno- nostalgiczne) hasła. Jak mawia mój przyjaciel, jeden z najwybitniejszych żyjących fizyków teoretyków – „nie ma nic gorszego jak reformować nieudane reformy.” Reforma Handkego z 1997 roku była bez wątpienia zlepkiem nieprzemyślanych pomysłów, i dlatego powoli, bardzo powoli zrodziła krytykę. Obecna reforma zrodziła się jeszcze szybciej niż ta Handkego: zlikwidować gimnazja, a reszta się sama rozwiąże. Co z nauczycielami, co z budynkami, w które włożono dużo pracy (i Unijnych pieniędzy), co z doświadczeniami dydaktycznymi? Przypomina to dawny, z czasów komunistycznego totalitaryzmu, tzw. „centralizm demokratyczny”: jeden decyduje, reszta wykonuje. Reforma Minister Zalewskiej byłaby akceptowalna, gdyby nie jej autokratyczne rozwiązania. Samorządy same byłyby w stanie zdecydować, gdzie skrócić szkołę podstawową do lat 5-ciu, a gdzie zrobić 5+3. Ale, chyba i samorządy „zwietrzyły szansę”, choć nie wiedzieć jaką. Prawdziwy zaś problem to nie Ministerstwo, ale całe społeczeństwo, które jest przeciw reformie, a nawet za! No może z wyjątkiem paru zdeterminowanych nauczycieli... P.S. Na zakończenie dwa słowa ogólne. Jak pisał w Thinkletterze „Kongresu Obywatelskiego” dr Piotr Koryś, Polska po raz piąty w ciągu ostatnich 200 lat dochodzi do poziomu 40% dochodu najbogatszego kraju świata, niezależnie czy była to Anglia, Francja czy USA. I wygląda na to, że po raz kolejny Polska odbije się od tej magicznej granicy, niestety w dół. Grzegorz Karwasz Prof. dr hab. inż. Grzegorz Karwasz, fizyk i ekonomista, jest kierownikiem Zakładu Dydaktyki Fizyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Spędził ponad 20 lat na uniwersytetach we Włoszech, USA, Australii, Korei i w Berlinie. Od 1998 roku ekspert Unii Europejskiej w zakresie programów naukowych i edukacyjnych i Międzynarodowej Agencji Energetyki Atomowej ONZ.
[1] Maciej Jakubowski i in. „Skutki reformy edukacji w Polsce w 1999 roku”, Raport OECD, 2010, http://www.oecd.org/pisa/pisaproducts/45721631.doc (dostęp 17/08/2016) [2] Education at a Glance 2010: OECD Indicators http://www.oecd.org/document/52/0,3746,en_2649_39263238_45897844_1_1_1_1,00.html#d [3] TALIS Teaching And Learning International Survey, OECD, 2010 [4] http://www.oecd.org/edu/school/44975703.pdf
|
|||