Co o tym sądzisz? Napisz: listydogazety@gazeta.pl
Pisze do Was profesor fizyki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, już w
wieku przedemerytalnym, nienależący do żadnej partii politycznej,
niepełniący żadnej funkcji kierowniczej, niestarający się o żadne
stanowisko. Ten list - przejaw mojej troski o Was - jest wynikiem
toczącej się dyskusji o polskim systemie kształcenia. Został
sprowokowany wpisem na pewnym forum dyskusyjnym, zaczynającym się od
słów: "Jestem doskonale wykształconą młodą polką..." (pisownia
oryginalna).
Czuję się w obowiązku zwierzyć się Wam z bardzo
przykrej tajemnicy. Nie jesteście - większość z Was - dobrze
wykształceni, a jedynie tak Wam się wydaje. Zostaliście oszukani
najpierw przez nauczycieli, a potem przez wykładowców. To oni, a
przynajmniej wielu z nich, bezpodstawnie wypisali Wam świadectwa,
zaliczyli egzaminy i wydali dyplomy - czasami nawet po kilka. Następnie
chcący Wam się przypodobać politycy wmówili Wam i Waszym rodzicom, że
dyplom jest tożsamy z posiadaniem wiedzy i umiejętności.
Dlaczego tak się stało? Otóż pracownicy dydaktyczni są płaceni od
liczby wydanych dyplomów, a nie od jakości przekazanej wiedzy. Mało
tego, rzetelne wypełnianie obowiązków dydaktycznych nieuchronnie
prowadzi do zawodowej klęski. Ocenia się, że na uniwersytecie
pracownicy naukowo-dydaktyczni powinni 70 proc. czasu poświęcać
dydaktyce. Jednak awans zawodowy zależy wyłącznie od osiągnięć
naukowych, mierzonych liczbą publikacji. W rezultacie naukowcy z
szafarzy wiedzy stali się handlarzami marzeń.
Dydaktyka,
zwłaszcza w naukach matematyczno-przyrodniczych, jest w kryzysie. W
ciągu ostatniego półwiecza ilość dostępnej wiedzy uległa
zwielokrotnieniu, a umysł ludzki, "nasza jednostka centralna", się nie
zmienił. Przepełnienie komputera danymi dramatycznie spowalnia, a w
ostateczności uniemożliwia działanie. Ponieważ nie możemy zainstalować
nowego mózgu, musimy go przeprogramować. Jego zasoby wykorzystać jako
pamięć operacyjną z szybkim dostępem do pamięci zewnętrznej, na
przykład do internetu.
To nowy wzór wykształcenia, opierający
się na logicznym i bezbłędnym rozwiązywaniu nietypowych problemów (a
nie bieżących, praktycznych zastosowań), stosując filtry antyspamowe i
programy antywirusowe. Nie wiem, jak to zrealizować w praktyce, ale nie
da się tego zrobić w sposób bezstresowy.
Ale czy przypadkiem nie jest tak, że zostaliście oszukani, bo
chcieliście być oszukani? Czy przyszliście na
studia
po to, aby zdobyć wiedzę i umiejętności, czy aby uzyskać dyplom? Czy
wspieraliście wymagających nauczycieli, czy zwalczaliście plagiaty, czy
chodziliście na wykłady, czy nie odpisywaliście (lub dawali odpisywać)
na egzaminach? Teraz jesteście oburzeni, bo uważacie, że należy się Wam
praca. Pracy jest wiele, ale nie ma ludzi potrafiących ją wykonać.
Nie liczcie, że tę sytuację zmienią naukowcy lub politycy. Profesorowie
na ogół mają się dobrze, ratunek na uzdrowienie polskiej edukacji widzą
głównie w podniesieniu płac. Politycy ewentualnie powołają specjalne
komisje, które opracują programy naprawcze do roku 2050. Przemysł
potrzebuje fachowców do bieżącej produkcji; gdy zmieni się technologia
i nie będziecie w stanie się przystosować, chętniej zatrudnią młodszych
i tańszych.
Jedyna nadzieja w Was i Waszych młodszych kolegach
i koleżankach. Przekonujcie ich, aby ci, którzy się chcą uczyć,
domagali się solidnego nauczania. Coś się już dzieje. W liceach, jeśli
głodujący zwolennicy utrzymania chorej sytuacji tego nie zepsują,
będzie można wybierać profil kształcenia w wersji rozszerzonej.
Uczelnie przygotowują tzw. krajowe ramy kwalifikacyjne, które precyzują
efekty kształcenia, czyli minimalny poziom wiedzy i umiejętności
gwarantowanych absolwentom. Niech ci, którzy wybierają uczelnie w celu
zdobycia wiedzy, zapoznają się z tymi dokumentami i zastanowią się, czy
za kilka lat, gdy przyjdą na rozmowę z potencjalnym pracodawcą, taki
dokument będzie argumentem świadczącym na ich korzyść.
Jednocześnie wymagajcie więcej od siebie, nawet jeśli inni od Was nie
wymagają. Zapewniam - to się opłaci. Prowadzę seminarium magisterskie
na biofizyce (Wydział Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej). W
tym roku uczestniczy w nim sześć wspaniale wykształconych młodych
Polek. One nie muszą się obawiać o swoją przyszłość.
*Jan Stanek jest profesorem w Zakładzie Fizyki Medycznej Instytutu
Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie
Przeprogramować polski mózg
Tydzień temu prezes PZU Andrzej Klesyk oskarżył w "Gazecie" uczelnie o
to, że są "fabrykami bezrobotnych". Wywołał wielką dyskusję. Świat nam
ucieka! - zgodzili się z Klesykiem inni pracodawcy.
Absolwentów
szkół muszą uczyć zawodu od nowa - od recepcjonistów po menedżerów. W
szkołach nikt ich nie uczy selekcjonowania informacji, analizowania ani
weryfikowania. Mają dostęp przez internet do najnowszej wiedzy, ale nie
potrafią jej wykorzystać. Brakuje im umiejętności społecznych, nie
potrafią pracować w grupie, źle się komunikują.
Pracodawcy jakoś się ratują. Na stanowisku speca od finansów
zatrudniają np. biologa albo fizyka, a dyrektorem ds. eksportu zostaje niedoszła lekarka. Szukamy
myślących samodzielnie, uczciwych i odważnych. Polska szkoła takich nie wypuszcza - pisał
Andrzej Klesyk.
Zareagowała minister nauki Barbara Kudrycka. 17 maja zwoła okrągły stół
pracodawców i rektorów. Obiecuje po milion złotych uczelniom, które
znajdą sposób na zbliżenie edukacji z biznesem.
Czy to wystarczy? Czy studia to tylko przygotowanie do konkretnego
zawodu?
Dzisiaj pisze o tym prof. Jan Stanek. Jego diagnoza jest dramatyczna.
Zmienić trzeba nie tylko programy studiów. Musimy przeprogramować nasze
mózgi! - wzywa profesor. Czy zdołamy?
To nie tylko problem studentów i rynku pracy. Co jeszcze zrobić, żeby
edukacja odpowiadała wyzwaniom cywilizacji? Jak przeprogramować polski
mózg?
Aleksandra Pezda
Czekamy na Wasze listy. Napisz: listydogazety@gazeta.pl